Śliskie Palce, cution
[Verse 1]
Skrytobójca, co podchodzi do ciebie sceptycznie jak Michael Shermer
i morduje pchnięciem w serce szybciej niż w walce szermierz
Piroman – pirotechnik w konkubinacie z ogniem
Ten rap jest bez zawleczki, zgubisz kończyny jak drobne
Zmęczony twierdzeniami, że ma duszę muzyka
Biorę strunę z fortepianu i nią duszę muzyka
Otóż, burzę twój spokój, jak burze po zmroku
Skruszę las bloków, wykurzę cię z twego lokum
Twe lotne marzenia wśród chmur spieką się w słoncu
Jedyna nicią Ariadny jest sznur z pętlą na końcu
Twój talent jest mitem, mów mi Adam Savage
Utnę spekulacje z bitem, jak Ziobro jesteś zerem,
Po truciźnie w jedzeniu, co jednocześnie żywi i martwi
Jesteście jak wirusy – jednocześnie żywi i martwi
Bawię się Twoim życiem, jak nekromancja śmiercią
A przed moim obliczem nawet umarli klęczą.
[Chorus]
Idziemy po was, śmiało – możecie uciekać!
Krzyczą /run, run!/, ta banda przynosi pecha!
Na szczęście na to zabraknie wam kończyn!
Tysiące ran, ran z których krew się sączy!
[Verse 2]
Pozbawię ciebie ducha walki jak doktor Venkman
Rwę twoich tekstów kartki jak biblię Nergal
Nie mów o pozazmysłowości bo w zalewie bredni
Jasno widzę, że jesteś medium – zaledwie średni
Dla wszystkich słabych mc’s mam bezwzględną niezawisłość
Niezależnie od koneksji: niech zdechną, niech zawisną
Tak długo cisnę prawdę, aż wyjdzie z rany w eter
Z kłębków ludzkich nerwów mam wydziergany sweter
Chodzę im po głowie, z każdym dniem coraz częściej
Konsekwencje? Na czole mają odbitą podeszwę
Szaleniec, co skradł twe serce i oddał ci strzępy
Moja kompania braci to oddział zamknięty
Mam na ciebie haka jak Candyman,
Wieszam cię jak plakat, obserwując męki twe,
Dorastając masz w obrazie z grozą tą rozkosz
Jak pedofil, czujesz odrazę, wchodząc w dorosłość.
[Chorus]
[Verse 3]
Moje serce to teren, gdzie z wiekiem nie wkracza Chrystus
Bo bramy niebios to wrota piekieł, dla satanistów
Mam umysł tak genialny i chory jak Max Cohen
Znam niebiański plan i wzory – to wasz koniec
Widząć cię z mą byłą mamy na starcie starcie:
Podchodzę do stolika i pluję ci w w żarcie w żarcie
Przelewam grozę na biel kartek, jak Clive Barker
Żyję w symbiozie z mrokiem, mam pakt z diabłem
Kastruję cię brzytwą Ockhama byś nie mnożył bytów
Nie mów brzydko o chamach bo błyśniesz w nowym Krzyku
Dziwko, to zamach, jestem w grze nie dla profitów
Jedyne co chcę w zamian – usłyszeć serię Twych krzyków!
Ej, przestań nagrywać swoje teksty, to męczy
One są żałośnie proste, jak testy do Mensy
Dla Ciebie dobre wersy są jak członki – stają ci w gardle
Nic nie wyplujesz, lepiej przełknij gorzką prawdę.
[Chorus]