“M.” lyrics

[Verse 1]
Myślałem, że to już koniec, że poszłaś sobie na zawsze
Żal zgasił płomień, wiatr zmian postawił żagle
Zostawiłaś po sobie niezapisane kartki
Niedokończone takty, to nam pisały gwiazdy?
Co jest? Nie są pisane nam gwiazdy?
Tonę! I to nie są kurwa żarty (w końcu)
Dawno Cię nie widziałem, pewnie wyglądasz ślicznie
Pachniesz niedostępnością i podpalasz ambicje
Jesteś moją fantazją w świecie bezwzględnej fizyki
Zróbmy jej na złość – pół metra ponad chodniki
Rzeczywistość od dawna przestała być realna
Dręczy ją mglistość, chyba ta katastrofalna
Obudź się Tomasz – los uderza mnie w policzki
Już czas by konać – ten łotr nie wart jest modlitwy!
Znasz mnie na wylot, nawet we śnie mnie znajdziesz
Niech tak będzie, niech zasnę jak Michael Larsen!

[Chorus]
Widzimy się coraz rzadziej, ale dobrze znasz drogę
Kiedyś Ci pokazałem mapę – obiecałaś, że pomożesz
Byłaś w najgorszych chwilach, ale w końcu poszłaś sobie
Nic na nas nie poradzę, nic więcej zrobić nie mogę.

[Verse 2]
Byłaś w tunelu światłem, to przez Ciebie umarłem
Kiedyś wypadkowa pragnień – dziś synonim zmartwień
Twoje powroty wskrzeszają trupa, na moment!
Twoje potwory każą mi upaść, za moment!
Miałaś być moją wolnością, a stałaś się wiezieniem
Przez lata traciłem ostrość, aż stałem się ślepcem
Teraz w tych ścianach jest tak cholernie pusto
Choć Ty to kompletne głupstwo: idea lub moja próżność
Mówią: przejdzie Ci! Mijają miesiące, lata
Liczysz na koniec dni, znikają ludzie, a ona wraca
I strach wraca, jak lęki na kacach, i w pięści układam
nerwy po stratach, tu wiecznie pada, i częściej upadam
Choć szczęściem chcę władać wciąż jestem na matach
I w myślach powtarzam, że życie to szmata
Kosztowna dziwka, i chcę to wykrzyczeć
Ale mi sił brak, mogę jedynie milczeć.